Po dwóch miesiącach zamieszczania kolejnych składowych zestawienia "dobrze - źle - bardzo źle" postanowiłem je zatrzymać na ostatnim wpisie dotyczącym naliczania kar umownych za opóźnienie projektu. Niech to będzie, przynajmniej na jakiś czas, ostatni element tej układanki... Zagadnienie to, podobnie jak i niektóre wcześniejsze, warte jest rozwinięcia lub może chociaż doprecyzowania, co też takiego autor miał na myśli. Więc pewnie w przyszłości jeszcze wrócę do niektórych zamieszczonych ostatnio wpisów, szczególnie po to, aby każdy mógł dodawać do nich swoje komentarze, do czego zachęcam.
Problem ewentualności kar umownych z tytułu przekazania projektu zamawiającemu jest wielowątkowy. Ponieważ jest on w zasadzie związany głównie z domeną prawa, to nie będę go tu szerzej rozwijał i wyjaśniał, bo na pewno można znaleźć wiele artykułów, czy opinii opracowanych przez profesjonalistów w tej dziedzinie. Uważam, że to źle, jeżeli w ogóle dochodzi do opóźnień, czy zwłoki w przekazaniu projektu inwestorowi, ale w mojej ocenie o wiele gorzej jest, jeżeli zamawiający rości sobie z tego tytułu prawo, aby mu płacić za sam fakt otrzymania trochę później zleconego opracowania niż to pierwotnie ustalono. Warto przy tym pamiętać, że ewentualne negatywne skutki dla wykonawcy usługi projektowej mogą być inne w przypadku opóźnienia, a inne w przypadki zwłoki. Osobną sprawą jest w ogóle kwestia zamieszczania w umowach o prace projektowe zapisów dotyczących kar umownych, gdyż żaden przepis czegoś tego nie wymaga. Leży więc to w gestii dobrej woli stron umowy. Czasem może to być jednak zła wola inwestora, który wymusza na architekcie zapisy w kontrakcie przewidujące horrendalne wręcz kary za opóźnienie w przekazaniu poszczególnych etapów projektu. Poza tym, jak już ktoś musi kogoś ukarać, to przecież jest coś takiego jak odsetki ustawowe, ale niestety w umowach pomiędzy architektem a inwestorem zazwyczaj mamy do czynienia z odsetkami bez porównania większymi (np. 0,2-0,3%, a w skrajnych przypadkach nawet powyżej 1% za każdy dzień opóźnienia). Znam przypadek, kiedy inwestor nie wypłacił architektowi w ogóle wynagrodzenia za wykonany projekt budowlany, gdyż z zapłaty potrącono w 100% naliczone horrendalne kary (o ile dobrze pamiętam było to 2,5% za każdy dzień opóźnienia). Aż dziw bierze, że nie jest to zakazane lub choćby ustawowo ograniczone - podobnie choćby jak ma to miejsce w przypadku lichwiarstwa. Każdy kto kiedyś zajmował się projektowaniem wie, że późniejsze zakończenie i oddanie projektu jest sytuacją dość częstą i nie zawsze wina leży po stronie architekta. Z tego powodu nie zaszkodzi zamieścić w umowie odpowiedniego zapisu przewidującego możliwość odstąpienia przez strony od naliczania sobie wzajemnie kar umownych. Warto o tym pamiętać szczególnie wtedy, gdy zamawiającym jest inwestor publiczny. Innym godnym zastosowania zabezpieczeniem się jest uzgodnienie limitu, jakiego łączna kwota kar umownych nie może przekroczyć (np. 5% wartości umowy). W przeciwnym razie urzędnik może po prostu nie mieć wyjścia i pozbawi projektanta części należnego mu wynagrodzenia, niezależnie od tego, czy do opóźnień doszło z jego winy, czy nie. Jeżeli architekt będzie odpowiednio zdeterminowany, to pozostanie mu jedynie batalia sądowa, a to jak wiadomo sprawa niełatwa, długotrwała, mało przyjemna, a wynik jej niepewny.
Po co o tym wszystkim piszę? Ponieważ zazwyczaj się na ten temat milczy. Sam też myślałem, czy tej przykrej kwestii nie przemilczeć. Zastanawiałem się, czy blog jest dobrym miejscem na wspomnienie o problemie, który czasem jest życiowym dramatem architekta i doprowadza jego firmę do bankructwa? Nie wiem, ale zdziwiłbym się, gdybym znalazł coś o tym w czasopismach wydawanych przez SARP czy Izby Architektów RP lub na ich stronach internetowych, czy innych. Jest to temat trudny, smutny i chyba dla wielu niewygodny, bo nie każdy chce mieć z nim cokolwiek wspólnego. Myślę o zwróceniu się do Izby Architektów RP o zajęcie się tym problemem, gdyż w mojej ocenie dotyka on wielu jej członków, a w swoim statucie organizacja ta ma m. in. dbanie o ochronę zawodu architekta (por. § 7 p. 1 Statutu). Może też ustawodawca mógłby rozważyć możliwość wprowadzenia zakazu stosowania kar w umowach o twórcze prace projektowe powyżej pewnego progu (np. procentowego i/lub kwotowego), gdyż zapewne nie wpływają one korzystnie na jakość architektury. Do czasu aż to nastąpi, jeżeli w ogóle, pozostaje mi nie podpisywać żadnych podejrzanych, przygotowanych zazwyczaj przez prawników umów, w których spod czerwonego kapturka potencjalnego zlecenia wyzierają wilcze zęby dolegliwych kar umownych! Nie każdą umowę warto podpisywać. Niestety wielu oferentów - Kolegów Architektów - jest w tak ciężkiej sytuacji, że zgadzają się na różne niebezpieczne zapisy umowne po to tylko, aby zdobyć nowe zlecenie, które może oznaczać być albo nie być dla ich pracowni. W takich przypadkach zakończenie nie zawsze bywa szczęśliwe dla obu stron kontraktu. I tak trwa to od lat... Mam nawet wrażenie, że ze względu na coraz większą rywalizację o zlecenia sytuacja niestety się pogarsza...
[2015.09.20; Wszystko pozostałe; AF]